sobota, 7 września 2013

Prolog

    Podążam wolnym krokiem wzdłuż ścieżki prowadzącej do mojego domu, nie chcę jeszcze wracać, tak okropnie nie chcę opuszczać mojego zakątka na ziemi. Błękitne i ciepłe niebo nieśmiale wyłania się z nad wysokich suchych konar drzew. Unoszę leniwie głowę uśmiechając się w stronę promieni słonecznych delikatnie okalających moją bladą twarz. Chłodne i piaszczyste podłoże prowadzi moje stopy na wschód. Zawsze lubiłam tę część okolicy, zwłaszcza wczesną jesienią, tajemniczą i dziką przyrodę, która nieśmiale daje nam o sobie znać zachęcając speszonymi odłgosami wiewiórek i przebiegających płochliwie w oddali jeleni. Cienie malujące kształty na każdym drzewie, dodają charakteru temu niezwykłemu miejscu, a mojemu życiu.
   Przyspieszam kroku skręcając w ścieżkę prowadzącą prosto do mojego domu na wzgórzu. Osamotnionego kawałka ziemi, mojego słodkiego świata, do którego klucz chowałam przez 23 lata głęboko w mojej półce z napisem ''nie wchodzić bez pozwolenia''. Oczywiście w ciągu mojego istnienia przewinęło się kilka osób, które mogły wejść nie pukając, ale każda z nich odeszła, jak każdy, pozostawiając po sobie wyblakłe banalne wspomnienie. Przecieram dłonią policzek, który  ma na sobie ślady zbłąkanego piasku. Zbiegając w dół,czuję pod stopami zeschnięte pędy łodyg i okruchy ziemi. Czemu nie mogę wyjeżdżać zimą? Kiedy mgła i ciemność tak bardzo nie przyprawiała by mnie o smutek. Czuję jakby czas przyspieszył, popychał mnie do przodu, ale to tylko powiew wiatru gubiący oddech w moich włosach. Zatrzymuję się na moment zamykając gorzko oczy i śmiejąc się z własnego nieszczęścia, a może głupoty? Nigdy przecież nie byłam specjalnie wrażliwa i płaczliwa, starałam się stąpać twardo po ziemi zwłaszcza po śmierci... Ich śmierci. Dostrzegam kilka ostatnich malowniczych maków, których kolor i kształt na zawsze i na wyłączność będzie mi się kojarzył z ukochanym złotym, jesiennym Cornwall. Miejscem, które teraz staje się przeszłością, rozmywając swoje oblicze, bo świat tak szaleńczo przecież woła moje imię, a ja - o ironio, przecież nie mogę się spóźnić. Co by przecież powiedzieli ludzie?

***

To by było na tyle. Rozdział pierwszy w trakcie, mam nadzieję, że w miarę upływu czasu będzie mi łatwiej pisać, a wam przyjemniej czytać te bazgroły ;) 
Pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Bardzo nostalgiczne i poetyckie. Lubię takie opisy, bo przed oczami budują mi piękne obrazy rodem z romantycznych obrazów. Ładny początek.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy