niedziela, 8 września 2013

Rozdział 1. - Zawsze może być gorzej

     Nagły ryk silnika taksówki wyrwał mnie z błogiego snu, którym pewnie chciałam wyśnić sobie kolejne lata w tym miejscu. Co za ironia, zasnęłam w Cornwall a budzę się w mieście gdzie nie ma granic, a człowiek jest bogiem. Przeniosłam leniwie wzrok na słynny most Westminister który rysował się w oddali.

     Gdy dotarliśmy na miejsce, z przedniego siedzenia dotarł do mnie uprzejmy głos pana taksówkarza, który otworzywszy okienko zażądał należnej gotówki. Spojrzałam na licznik, który wybił dokładnie 45 funtów. Cudownie...
- Muszę panu powiedzieć, że ceny to wy tutaj macie... piękne - wymamrotałam z uśmieszkiem pod nosem kładąc na tacy kilka pogniecionych banknotów.

- To nie my je ustalamy, tylko te małe cholerne pudełeczka wybijające kwotę proszę pani. Gdyby to ode mnie zależało...

- Tak tak, to przewiózł by pan biedną i zagubioną turystkę gratis - dokończyłam z uśmiechem zamykając za sobą drzwi i przekładając torbę na ramię.  

     Pod moimi stopami rozciągał się uprzednio wspomniany most skąpany w ciepłym pomarańczowym słońcu. Chłodne powietrze drapało mnie w gardle mieszając się z zapachem pobliskich pubów, które nagle wzmogły mój apetyt. Cholerne śmieciowe żarcie - zaśmiałam się pod nosem na sam pomysł zjedzenia tłustego hamburgera z wołowiną i kilogramem ketchupu. I chociaż jeszcze kilkanaście godzin temu byłam przekonana, że to się nie uda, że wyłożę się jeszcze na lotnisku i zawrócę, to oto jestem. Cała, zdrowa i nie specjalnie smutna, a o dziwo uśmiechnięta co należy wziąć za dobry omen. Pozytywne nastawienie jest w końcu kluczem do sukcesów.
Podobno.

    Marsz w którym brałam udział, sprawił, że koniecznym było uzupełnienie napojów, w końcu nie chcę zemdleć i głupio wypaść już na pierwszym akcie. Zatrzymałam się zatem w przydrożnej kawiarni w kolorach pasteli jakich jest tu bez liku i zamówiłam podwójne latte macchiato, bo w końcu kofeiny nigdy nie za wiele - Tego ci brakowało Julie. - mruknęłam twierdząco pod nosem, wdychając mocną czarną kawę za którą cholernie tęskniłam przez cały ten czas.
- Proszę poczekać 3 minuty. - kiwnęłam przytakująco głową w stronę młodej kelnerki, która zdawała się być na okresie próbnym, sądząc po jej spanikowanym jednakże nie wymuszonym uśmiechu.

BEEP.

   Zdezorientowana sięgnęłam do przedniej kieszeni spodni po telefon, który dziwnym trafem jeszcze nie zrobił mi psikusa i nie rozładował baterii.
PRZYTRZYMAJ I ODBLOKUJ - Postępując według jakże inteligentnych wskazówek na miarę XXI wieku, odblokowałam ekran i przeniosłam się do okienka z wiadomościami.

''Jeśli faktycznie gdzieś tam na chmurze siedzisz i popijasz herbatę, błagam spraw, żeby ta kobieta stąd wyszła bo nie ręczę za siebie'' SR.

Po krótkiej chwili wybuchłam przyduszanym śmiechem zakrywając dłonią usta i opierając łokcie o blat na którym podaje się napoje.

- SR... SR... Kim do diabła jesteś? - mruknęłam pod nosem uważnie przyglądając się treści wiadomości, mając cichą nadzieję, że to nie głupi dowcip jednego z moich dawnych szkolnych kolegów, którzy przenieśli się do Londynu kilka lat temu.

   Inicjały nie podpowiadają mi kompletnie nic, zatem z pewnością nie znam ani nie znałam nikogo o tego typu wyobraźni, którymi podpisał się nieznajomy. Korzystając z chwili pomiędzy podaną kawą, a wzięciem jej w moje drewniane łapska zablokowałam ekran i wsadziłam telefon z powrotem do kieszeni. Tego typu manewr nie może zakończyć się pozytywnie oczywiście, nie w moim przypadku - pomyślałam modląc się, żeby tylko nie wywalić się na środku ulicy. To ostatnie czego nam trzeba dziś Julie.

- Hm. Gdyby tak przesunęła się pani o metr w lewo, czy to byłby problem? - nagle dopadł mnie głos zza pleców i po chwili zorientowałam się, że moja wyczekiwana chwila relaksu i naładowania baterii, wylądowała na marynarce jakiegoś... No powiedzmy kogoś płci męskiej.

- O.. Szlak! - krzyknęłam przygryzając dolną wargę i automatycznie podbiegłam do stolika po kilka serwetek. Och jak nie znoszę tego typu sytuacji, gdzie winę oczywiście ponoszę ja, drżące dłonie, przyspieszone tętno i dwa gigantyczne płonące rumieńce na policzkach.

- Nie nie nie! - mężczyzna odepchnął moje dłonie, tak jakbym nagle wkroczyła w jego świętą przestrzeń osobistą. Och jak ja dobrze znam takie typy... Udawana nonszalancja i wyrafinowana pewność siebie... - zagrzytałam zębami starając się nie wyjść na buraka.

 - Tylko pogorszysz sprawę, wierz mi. - młody mężczyzna jednak tylko kiwnął znacząco dłonią, abym odpuściła. No tak, '' Bo właśnie rozlałam wrzącą kawę na marynarkę, która mogła kosztować 400 funtów i tak sobie odejdę, bo przecież co się stało? Nic się nie stało...''

    Przełknąwszy ślinę, która zdawała się być kulą rozmiarów monstrum, musiałam zadecydować czy ciągnąć ten cyrk dalej, czy może odejść i już pierwszego dnia wyjść na buraka bez żadnych manier. Z jednej strony przecież to mój dzień, mogę robić co chcę, z drugiej... A niech to!

- Przepraszam. - powiedziałam donośnie, wyciągając czystą dłoń w stronę delikwenta. Mężczyzna stał odwrócony plecami i tylko westchnął coś pod nosem. Rozejrzawszy się niepewnie dookoła postanowiłam odpuścić. Podniosłam torbę ze stolika i skierowałam się w stronę metra, które na szczęście znajdowało się kilkanaście metrów ode mnie. Kolejny dowód na to, że głupi ma szczęście, Julie. - pomyślałam gorzko, mijając setki obcych mi twarzy przechodzących jak duchy w te i z powrotem.

     Przejazd mijał nie najgorzej, lubiłam poruszać się metrem chyba najbardziej ze wszystkich środków transportu. Gdy wsiadasz, czujesz się wyobcowana, każdy czymś się zajmuje. Pan z naprzeciwka dla przykładu czyta gazetę przygryzając zielone aż do bólu jabłko.

- Jak można to wsadzić do ust? Przecież nawet z tej odległości czuć tony chemii... -skrzywiłam się pod nosem i przeniosłam wzrok na kobietę siedzącą obok mnie. Nigdy nie przypuszczałam, że gra na smartfona może wyzwalać w człowieku tyle wściekłości... Chociaż z drugiej strony, gdybym to ja przegrywała czwarty raz z rzędu, na pewno czułabym zażenowanie. Czując się nieco wyalienowana, pod wpływem silnego impulsu, sięgnęłam do kieszeni po telefon. Haha to zabawne jak podświadomie naśladujemy ruchy większości osób w pomieszczeniu.

    Otwierając karmelowego batona, odblokowałam ekran i przeniosłam się do wiadomości. Jesteś żałosna... - pomyślałam przenosząc na moment wzrok na mapę metra wiszącą na ścianie. Jedyna przyjemna rzecz jaka cię spotkała w ciągu tych kilku godzin w mieście takim jakim jest Londyn, to pomyłka sms-owa i to w dodatku od jakiegoś idioty, który pisze wiadomości do Boga.

,, Niestety nie mogę sprawić, żeby ta kobieta zniknęła, ale może ty jesteś w stanie naprawić relacje publiczne pewnej sieroty, która nie potrafi nawet wypić filiżanki kawy bez wylania jej na przechodnia swojego pierwszego dnia w nowym mieście. '' - kliknęłam wyślij i schowałam telefon z powrotem do kieszeni. Po kilku sekundach przyszła odpowiedź. Uśmiechnęłam się szeroko i kliknęłam otwórz. Nic mnie dziś już nie zaskoczy.

''Cóż. Zapewne chcesz rady, więc moja brzmi: Nie pij w miejscach publicznych. SR''- parsknęłam głośno, no co za umiejętność logicznego myślenia! Gdyby to tylko było takie banalne, gdy twoja potrzeba uzupełnienia kofeiny sięga rozmiarów największych drapaczy chmur.

''Łatwo się mówi '' - nacisnęłam przycisk wyślij i ciężko westchnęłam, unosząc z mięciutkiego siedzenia swoje cztery ospałe litery.

''Pisze, łatwo się pisze SR'' - no proszę! Jakiś obcy nieznajomy mieszkający w moim telefonie poprawia moją pisownię!

,,Czy mógłbyś mnie nie poprawiać proszę? '' - nacisnąwszy agresywnie przycisk wysłania przeszłam przez bramkę i skierowałam się do wyjścia.

''Nie popełniaj błędów to nie będę musiał. SR'' - moja agresja sięgała zenitu. Dosyć, że mam za sobą okropny dzień, to jeszcze jakiś palant ma czelność poprawiać moją pisownię!

''Ok. Koniec tego dobrego, nie odpisuj. Pomyłki w końcu się zdarzają, wybaczam ci, a teraz żegnam i miłego dnia! :)'' - postanowiłam raz a dobrze zakończyć ten cały cyrk.

''Dlaczego miałbym? SR'' - No nie... Chwyciłam się bezradnie czoła i poddałam się.

''Pięknie! Cudownie! Nie zamierzasz przestać, zgadłam?! NIE PISZ DO MNIE'' - wysłałam wiadomość mając okropnie głęboką nadzieję, że to zakończy cały ten komizm.  Po dłuższej niż zazwyczaj przerwie przyszła odpowiedź.

''Jak sobie życzysz SR'' - głęboko westchnęłam i odłożyłam telefon. Sięgnęłam po plik z dokumentami potrzebnymi do wynajęcia mieszkania i uzgodnienia szczegółów z landlordem. Miesiąc temu zdecydowałam się na małe mieszkanko w przyjemnej okolicy, które będę dzielić z drugą osobą.
   Ciekawy początek Julie, cudowny wręcz. - westchnęłam głęboko i sięgnąwszy leniwie po torbę przywołałam taksówkę.

Obserwatorzy